23.06.2016

Porcelana z drugiej ręki

Jakoś tak mi się znów nieobecność blogowa wydłużyła... Przeradza się to w nowy standard, więc lepiej przyzwyczajcie się, że teraz z czytaniem Piątego Pokoju będzie jak z ładowaniem starej Nokii: raz na dwa tygodnie. No dobra, może raczej jak z prysznicem na koloniach: raz na tydzień.


Nie ukrywam, że długo męczyły mnie z tego powodu wyrzuty sumienia. Zapał, który na początku blogowania pchał mnie każdego wieczoru przed monitor i kazał pisać, obrabiać zdjęcia i do drugiej w nocy robić risercze, opadł. Nie zrozumcie mnie źle, kocham to moje miejsce w sieci. Jest dla mnie odskocznią, wytchnieniem i źródłem ogromnej satysfakcji, szczególnie kiedy czytam Wasze maile, komentarze i cały pozytywny feedback, który mi niesiecie. 

Piąty Pokój sprawia, że zaczynam w siebie wierzyć - w to, że umiem stworzyć coś z niczego, umiem o to dbać, sprawiać, by się rozwijało i dawało przyjemność jeszcze kilku osobom oprócz mnie samej (z dziećmi mi aż tak dobrze nie poszło...). Nie jest jednak całym moim życiem. Dużo czasu zajęło mi przepracowanie tego tematu i danie sobie zielonego światła, by wieczorem - zamiast pisać - po prostu pójść spać o 22:00. Albo obejrzeć film z Mężem. Albo pójść spać w trakcie oglądania filmu z Mężem.

Spadające statystyki, będące nieuniknioną konsekwencją rzadkiego publikowania, też nie ułatwiały mi życia. Patrzenie, jak z kilkunastu tysięcy Czytelników miesięcznie odpada połowa, było z początku bardzo deprymujące, ale to też traktuję jako nową jakość. Wiecie, najważniejsze to dorobić sobie do wszystkiego odpowiednią filozofię. Moja jest taka, że zamiast masówki i trzech postów tygodniowo idę - jak ekskluzywne magazyny - w rozbudzanie apetytu Czytelnika długimi przerwami. I tego się trzymajmy, gdyby ktoś nas pytał.

Dziś przychodzę do Was z odrobiną prywaty: chcę się poradzić w kwestii, która mnie ostatnio nurtuje. Jako że nasze mieszkanie - zgodnie z pesymistycznymi prognozami mojego Męża - pękło na szwie i zaczęły się z niego wylewać nadprogramowe meble, musiałam znaleźć inny (mniejszy) obiekt łowów na OLX. OK, czyli nie kupię na razie żadnego stolika, szafy ani komody. Ale coś do cholery trzeba na tym kiblu robić, prawda? Coś tropić, czegoś szukać, na coś zastawiać sidła i coś przyzywać piszczącymi dźwiękami wabika na kaczki. Padło na porcelanę.

Siedzę więc sobie i zapracowuję na solidne hemoroidy przeglądając ogłoszenia z pojedynczymi talerzami - marzy mi się bowiem komplet... zdekompletowany. Taki talerzowy miszmasz. Filtr mam ustawiony na jakąś śmiesznie małą kwotę, więc znajduje mi sporo badziewia, arcopalu, talerzy z podobizną Księżnej Dajany czy któregoś tam z kolei papieża. Zdarzają się jednak i perełki, ale kiedy dodaję je do obserwowanych i w myślach kompletuję rodzinny serwis, wciąż wraca do mnie pewna obawa...

...że może to niehigieniczne, że obrzydliwe, że przez te mikropęknięcia na szkliwie na bank wnikają w porcelanę bakterie, wirus HIV, cuchnące soki z gotowanej kapusty i ślina poprzednich właścicieli. Że w piwnicy, w której te talerze leżały latami, sikały na nie z lubością stada szczurów z wścieklizną. Na stojąco sikały, śmiejąc się przy tym lubieżnie, szczerząc siekacze i wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. A na strychu, na który z pewnością te talerze później przeniesiono, obłaziły je pająki, strzykały plugawym jadem i składały swoje plugawe jaja na ręcznie malowanych ornamentach. A z tych plugawych jaj wykluwały się nie mniej plugawe pajączątka i swoimi plugawymi odwłokami ocierały się o wszystkie szczelinki w szkliwie.

I wcale nie pomaga, że jak kochająca matka dziecku, tłumaczę samej sobie: Ty głupia idiotko! W restauracjach jakoś Ci to nie przeszkadza. Wpierdzielasz wątróbkę z wyeksploatowanych do granic możliwości skorup i popijasz browarem z kufla oblizywanego godzinę wcześniej przez typa z opryszczką, łupieżem i próchnicą. Od tego się nie umiera, co Ty, "Misia" nie oglądałaś? Nie bądź śmieszna, tylko kup ten talerz. 

I spuść wreszcie wodę!!!

[Teraz jest ten moment, w którym piszecie, że sami macie używaną porcelanę i żebym się w ogóle niczym nie martwiła, bo tak naprawdę to szczurzy mocz jest zdrowy i wybiela zęby.]