7.01.2018

Nasza łazienka #2 - Moodboard

O remoncie naszej łazienki udało mi się poinformować chyba całą północną półkulę Ziemi. Pisałam, obiecywałam, kusiłam i nęciłam. Przez długi czas najgorsze i najbardziej brudne sprawy były już za nami, ale do ostatecznego wykończenia pozostawało jeszcze sporo czasu i pracy. Trochę ze względu na robione na wymiar meble, trochę dlatego, że zamiast jedną, postanowiliśmy wyremontować obie łazienki na raz... ale jednak głównie dlatego, że miałam problem z wyborem wieszaczka.

Przyczyny naszej decyzji o remoncie opisałam szeroko tutaj. Kiedy zatem klamka zapadła, a nasze nerki całkiem nieźle sprzedały się na Allegro, pozostało zaprojektować nową łazienkę wedle naszych moich marzeń. Czułam się trochę jak bokser przed walką, którego wszyscy poklepują po plecach, powtarzając mobilizujące dasz radę! i skop mu tyłek! Niektórym wydaje się, że skoro mam bloga wnętrzarskiego, to z difoltu czyni mnie dekoratorką, projektantką, a nawet architektką. A łazienek to już w szczególności. Nic bardziej mylnego! Dlatego po długim wahaniu odważyłam się powiedzieć NIE, zdjęłam rękawice i ten satynowy szlafroczek z kapturem i rzuciłam w facebookowy eter prośbę o wsparcie. 

Pomoc w projekcie zaoferowała mi Ola Munzar z FUEL Design. Sama, rozumiecie? Wcale nie musiałam jej szantażować śmiercią małych kotków (swoją drogą, co ja mam teraz z tymi kotkami zrobić?). O Oli i jej talentach mogłabym się rozpisać tak kwieciście, że by się dziewczyna oblała pąsem trwałym jak makijaż permanentny. Dlatego w skrócie godnym Millenialsa powiem, że projekty Oli to jest sztos, a rozmowa z nią jest lepsza niż oglądanie stand-upów. Żeby wstać moją łazienkę z kolan, spotkałyśmy się zupełnie niezobowiązująco na kawie. Ola mówiła i doradzała, ja przewijałam Pinteresta (miła odmiana po przewijaniu dziecka) i pokazywałam palcem. Po tych dwóch godzinach w kawiarni wiedziałam, że podjęłam dobrą decyzję - wskazówki, dobre rady, fachowe spojrzenie na temat były po prostu bezcenne.

Po spotkaniu wizje, które wcześniej snuły mi się między zwojami mózgowymi i nawiedzały w snach, nabrały kształtów i konkretnych wymiarów. Oczywiście każda z nich ewoluowała jeszcze dziesiątki razy, a moje zdanie zmieniało się zależnie od dnia cyklu, fazy księżyca, stężenia smogu oraz samopoczucia piżmowołów w warszawskim ZOO. Oto niektóre ich emanacje:


OGÓLNA WIZJA


Główne założenie było takie, by łazienka była oryginalna. Dla mnie oznaczało to zakaz wstępu dla: bieli, szarości, drewnianości, płytek w stylu subway, heksagonów i okrągłych luster. W praktyce niektóre z tych elementów pojawiły się, i to w dużej ilości (biel), inne zaś długo i namiętnie rozważałam (okrągłe lustro).

stara komoda pod umywalkę

STATEMENT WALL, CZYLI ŚCIANA *WOW*


Początkowo głównym przyciągaczem uwagi miała być ściana wzdłuż wanny, na wprost wejścia. Marzyły mi się płytki o kształcie rybiej łuski (zwane też wachlarzami, po angielsku scallop, ogee drop lub fish scale), ręcznie robione i barwione, a co za tym idzie, o lekko zróżnicowanym odcieniu, nie tworzące jednolitej płaszczyzny. Ponieważ takie płytki to jednak dość kosztowna impreza, a na realizację czeka się zwykle tygodniami, wymyśliłam plan B, czyli zwyczajne, prostokątne płytki w jakimś ciekawym kolorze, ułożone w jodełkę. Życie, jak to życie, zdecydowało jeszcze inaczej.


PODŁOGA


Podłoga moich marzeń (i lęków. Moich straconych dni. Moich łez, wylanych łez) miała być ułożona z płytek cementowych w kolorowe wzory i robić efekt *wow*. Na pewno nie chciałam jednak żadnych patchworków, bo przejadły mi się jak hot dogi z Orlenu.


KĄCIK UMYWALKOWY


Co do tego byłam pewna od samego początku: pod umywalką stanie stara komoda. Pomysł niezbyt oryginalny i dość już wyeksploatowany, ale z drugiej strony... Cóż byłoby równie "moje", co upolowany na OLX mebel? Przecież to kwintesencja moich upodobań i pasji. Komoda postoi pewnie kilka lat, a gdy się zniszczy lub znudzi, wcielimy w życie plan B (na razie nie zdradzę, ale też będzie zajebiście).

Nad umywalką potrzebne jest oczywiście lustro, bo gdy się rano budzę we wspaniałym humorze, z pokrętłem mocy przełączonym na "przenoszenie gór", to coś mnie musi jednak na ziemię sprowadzać. Lustro jest do tego dobre. Początkowo myślałam o czymś w totalnie odjechanej, złoconej ramie, lecz nie chciałam odciągać uwagi od komody. Bardzo długo pragnęłam starego zwierciadła o fikuśnym kształcie, bez ramy, za to z frezowanymi brzegami. Prawie się udało.


PRZECHOWYWANIE


Na ścianie z toaletą Ola zaprojektowała mi monolityczną białą zabudowę na krzyżówki, gazetki i roczny zapas mojego ulubionego płynu do higieny intymnej (na wypadek katastrofy jądrowej). Do tego uchwyty - ze sklepu Plankton dla domu.


WANNA


Miejsce wanny się nie zmieniło, wjechała za to nówka sztuka od Koło - model MODO. Akrylowa, żeby dzieciom było ciepło w tyłki. Symetrycznie pochylona po obu stronach, bo tak podobno lepiej do... no nieważne, do czego. Prosta w formie, bo taki miałam kaprys. 


WC


Ze środka meblościanki radośnie wystawać będzie toaleta - miska Koło model MODO (jak wanna) na stelażu Geberit. Do tego antybakteryjna deska i dozownik na tabletki do rezerwuaru. Jako pasjonatka mycia toalet muszę się teraz bardzo powściągać, żeby nie strzelić w tym miejscu czterech akapitów poświęconych kiblom. Ale w kolejnym poście już się chyba nie powstrzymam... W końcu warto zarażać swoimi pasjami, nie?



[Partnerami wpisu są marki Koło oraz Geberit]