Żeby zostać guru od, dajmy na to, pieczenia bagietek, trzeba mieć na koncie setki, jeśli nie tysiące upieczonych sztuk pieczywa. Żeby zostać influencerką parentingową i specjalistką od wychowania, nie trzeba mieć żadnego dziecka, wystarczy być w pierwszym trymestrze pierwszej ciąży. Ile szaf trzeba okleić tapetą, żeby się móc w tej materii wymądrzać? Nie wie
Łatwo już było. Pokazałam Wam mój subiektywny wybór
najfajniejszych dziecięcych książek edukacyjnych o historii i podróżach (klik!)
oraz o sztuce, architekturze, religii i kuchni (klik!) . Przed nami temat gruby
i ciężki jak pierwszy naleśnik. Dziś pogadamy o przyrodzie: na tapet wjeżdżają
książki o roślinach i zwierzętach.
Kontynuując naszą wędrówkę przez najciekawsze i najlepiej wydane książki edukacyjne dla dzieci, przycupniemy dziś przy półce z sygnaturą ARTS czyli „Architektura Religia Tradycja Sztuka”. I inne fajne rzeczy. Kto nie czytał poprzedniego wpisu traktującego o książkach geograficznych, podróżniczych i historycznych, nadrabia tutaj .
Kiedy miałam 10 czy 11 lat, przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania. Dostałam pokój po sporo starszej dziewczynie i zamieszkałam w nim prawie nie wprowadzając zmian w wystroju. Miejsce to było pełne customowej stolarki, nietypowych mebli, dziwnych schowków, drewnianych podestów. Podobało mi się tam wszystko, a zwłaszcza...
Jak pogodzić chęć zdobywania wiedzy z brakiem czasu, stuporem szarych komórek i zgubioną kartą wstępu do najbliższej biblioteki uniwersyteckiej? Mam na to swój sposób: książki dla dzieci.
Oświetlenie sypialni traktowane jest często – jak i same sypialnie – po macoszemu. Wrzucamy tam przypadkowe sprzęty, przeprowadzkowe kartony, meble z poprzednich mieszkań. A lampy? Właściwie to… ta lampa po poprzednich właścicielach nie wygląda tak źle, prawda? Może wystarczyłoby usunąć te zdechłe muchy i… Taaaak. Po co nam kolejne wydatki?
Palec pod budkę, kto choć raz usłyszał od mamy klasyczne „Nie czytaj po ciemku, zepsujesz sobie wzrok!”. Mówią tak chyba wszystkie mamy świata, a wszystkie dzieci świata czekają wówczas cierpliwie, aż mama zamknie za sobą drzwi, a następnie na nowo rozbijają namiot z kołdry i wypełniają go wątłym światłem malutkiej latarki. Optycy zacierają ręce. Pokój dzieci
Obrastanie w przedmioty, jak to nazywam, zaczyna się jeszcze zanim się
urodzimy: nie mamy nawet PESEL-u, a mamy już łóżeczko, bujaczek i więcej
książek niż niejedna wiejska świetlica. Potem jest tylko gorzej – każde święta
i urodziny to pik na wykresie naszych rzeczy i… tak już do końca życia.
Naturalnie, nie wszystkie z nich są z Wami już na zaws
Mam nadzieję, że już to wiecie : nie musimy tu w Polsce mieć żadnych wnętrzarskich kompleksów. Wprawdzie niektóre trendy (i wirusy) docierają do nas z lekkim opóźnieniem, ale wnętrz urządzonych na światowym poziomie wcale nam nie brakuje. I nie mam na myśli poziomu wyznaczanego przez ceny mebli i szpanerskie gadżety z prestiżowych targów. Mam na myśli swobodę
Oglądacie czasem te programy, gdzie dwie miłe osoby chcą kupić nieruchomość na wsi/na Bali/na kredyt [niepotrzebne skreślić], a trzecia miła osoba pokazuje im wyłuskane z lokalnego rynku nieruchomości propozycje? Dwie miłe osoby z milionem funtów brytyjskich w kieszeni wchodzą więc do domu, który ewidentnie wymaga odświeżenia, rozglądają się, cmokają, po czy
20.02.2020
Kwadraty na kwadratach #2, czyli dziesięć małych kont na Instagramie, które warto obserwować
Kwadraty na kwadratach to - w zamyśle - taki cykl, w którym chcę Wam pokazywać fajne, ciekawe, ale wciąż jeszcze autentyczne i niezmanierowane konta wnętrzarskie na Instagramie. Od pierwszego posta minął dokładnie rok, więc pomyślałam: powiem im, że to tak specjalnie .
Może obiło się Wam już o uszy, że nasze dzieci nie mają własnych pokoi. Wiem, wizualizujecie sobie teraz, jak w jedwabnych szlafrokach i kapciach z puszkiem chodzimy po 115 m 2 sącząc martini, a dzieci trzęsą się z zimna na balkonie czy w innym tam… schowku na szczotki. Ale spokojnie, nie wybierajcie jeszcze numeru opieki społecznej – chłopaki mają swoje poko
Jako miłośniczka częstych zmian w domu, mam na sumieniu wiele nieekologicznych zachowań. Bywały momenty, gdy farba lała się w naszej hacjendzie nieprzerwanym strumieniem, jak woda z cudownego źródełka (z tą różnicą, że farba nie leczy zaćmy, wzdęć ani chorób kobiecych). Jakim cudem śpię spokojnie, a rano bez większego obrzydzenia patrzę w lustro? Ano takim,